sobota, 15 stycznia 2011

Historia (z męskiego punktu widzenia) lubi się powtarzać :)

Czytając Wielkiego Gatsbiego i omawiając go kilka lat temu na zajęciach z literatury amerykańskiej rzuciło mi się w oczy to, jak Fitzgerald opisał w swojej książce kobiety. Oczywiście wówczas nie byłam jeszcze tak genderowo świadomiona jak dzisiaj, ale już wtedy czułam lekkie poirytowanie faktem, iż właściwie prawie wszystkie kobiety u Fitzgeralda ukazane są w sposób negatywny. Oprócz mniej istotnych kobiet-klonów na które jeszcze ewentualnie mogłabym przymknąć oko, trzy główne bohaterki kobiece są ewidentnym przykładem na to, że Fitzgerald miał ogromny problem z wyzwoleniem kobiet, które bez większych skrupułów łamały patriarchalne tabu dotyczące przede wszystkim seksu i za co, przynajmniej u Fitzgeralda, musiały odpokutować. Dokładnie takie same spostrzeżenia towarzyszyły mi podczas analizy filmów brytyjskich z lat 60tych, które traktowały o trudnym procesie przemian społeczno-obyczajowych zapoczątkowanym przez rewolucję seksualną. O ile mężczyźni w przytłaczającej większości przypadków przedstawieni byli jako ci triumfujący seksualnie o tyle kobiety, zwłaszcza te „wyzwolone” uosabiały zło wcielone, kierowały się w życiu „złotą” zasadą, że przez łóżko zdobędą wszystko, a kończyły, rzecz jasna, tragicznie, żałując gorzko za swoje godne pożałowania postępki. Zaznaczam przy okazji, że WSZYSTKIE filmy z tamtego okresu reżyserowane były przez mężczyzn. :) asia walczak

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz