wtorek, 7 grudnia 2010

Gender, władza, rasa, klasa... czyli co ma wspólnego Joan Scott i Wielki Gatsby

Przeczytałam Joan Wallach Scott „Gender jako przydatna kategoria analizy historycznej”, przeczytałam „Wielkiego Gatsby'ego” Fitzgeralda i… zaczęłam się zastanawiać, skąd takie a nie inne zestawienie tekstów?

Ostatecznie na powieść Fitzgeralda spojrzałam przez pryzmat definicji gender, którą podaje w swoim tekście Joan Scott: „Moja definicja gender składa się z dwóch części i szeregu podzespołów. Są one wzajemnie powiązane, ale należy je analityczne odróżniać. Rdzeń mojej definicji tkwi w integralnym związku miedzy dwoma twierdzeniami: gender stanowi konstytutywny element relacji społecznych opartych na postrzeganych różnicach między płciami, a po drugie, gender jest podstawowym sposobem oznaczania relacji władzy”. Ważny wydaje mi się również postulat, mówiący o konieczności postrzegania pojęcia gender na różnych płaszczyznach, w połączeniu z kategoriami rasy i klasy.
Najogólniej rzecz ujmując, powieść Fitzgeralda jest dla mnie opowieścią o mężczyznach, opowiedzianą przez mężczyznę. A konkretniej opowieścią o białych mężczyznach z „lepszej” sfery. Mężczyźni ci mają pieniądze. Mężczyźni ci walczą na wojnie, pracują, działają, kochają. Kierują się wyższymi ideami. Oni mają władzę, na każdym poziomie. Kobiety natomiast są puste (Daisy Buchanan), nieuczciwe (Jordan Baker), zepsute i wyniosłe (Myrtle Wilson).
Mężczyźni są jacyś. To im Fitzgerald poświęca karty książki. Barwnie opisuje postacie. Kobiety natomiast są „nijakie”. Jak pionki w grze. Dla przykładu, tak oto autor pisze o Daisy i Jordan: „Chwilami ona i panna Baker mówiły obie naraz, jakby od niechcenia, popisując się żartobliwą niekonsekwencją; lecz nie było w tej paplaninie beztroski i pogody, była chłodna, jak ich białe suknie i obojętne oczy, wyzbyte wszelkich pragnień.”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz