wtorek, 7 grudnia 2010

małe żonki Wielkiego Gatsby'ego

"Nierealne boginie", "zjawiskowe muzy", "natchnienie poetów”. Ich jedyną bronią jest urok osobisty, piękne stroje i giętka kibić. Nawet jeśli mają szczęście urodzić się w zamożnym domu i/lub poślubić zamożnego mężczyznę, ich status jest tylko pozornie wyższy niż status ich sióstr-robotnic. Aby je "poderwać" dobrze jest kupić im nową sukienkę, oprowadzić po wystawnie urządzonym domu albo zabrać na zabawę do miasta.
One, by zasłużyć sobie na miano “dam”, powinny sprytnie i z wdziękiem wymuszać, uroczo się dąsać i udawać głębokie stadium dzieciństwa z tupaniem nóżką włącznie. I to wszystko po to, by zdobyć na ten przykład ... "maluteńką psinkę". Bo nigdy godność, niezależność czy własne pieniądze.

W tym kontekście życzenie Daisy, biernej, tragicznej i sfrustrowanej Daisy, żeby jej córka była piękna i głupia nikogo dziwić nie może. Choć smucić i irytować, owszem.

I skąd to wszystko? Jak to się stało, że nauczono te wszystkie Daisy takiej bezwolności? Że ich wartość mierzono wyglądem, układnym zachowaniem, liczbą wydanych na świat dzieci? Że zamykano je w złotych klatkach, traktowano pobłażliwie i z wyższością, zniechęcano do samorozwoju. To niezwykle ważne kwestie, i dlatego tak ciekawe jest to, o co pyta Joan Scott: "Jaka jest zależność między ustawami dotyczącymi kobiet a władzą państwową?", "Dlaczego (i od kiedy) kobiety przestały być widoczne jako podmioty historii, skoro wiemy, że brały udział w wielkich i mniejszych wydarzeniach ludzkiej historii?", "Czy gender uprawomocniło pojawienie się karier zawodowych?".

Pytania te dają wyobrażenie o złożoności zagadnienia, o szeregu kwestii przenikających się i wzajemnie warunkujących, doprowadzających kobiety współczesne do miejsca, w którym są teraz. I dają nadzieję na odpowiedź. Odpowiedź na pytanie: dlaczego u diaska, ten świat wygląda jak wygląda?

sroka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz