poniedziałek, 6 grudnia 2010

Mozambicki trojkąt bermudzki, czyli: gender, marksizm i leninizn

W tekscie Joan Scott o gender jako kategorii analiz historycznych, moją uwagę przykuło następujące zdanie z podrozdziału "Gender w ujęciu feministek marksistowskich": "Podporządkowanie kobiet poprzedza kapitalizm i nie ustępuje wraz z zaprowadzeniem socjalizmu".To, że nie ustępuje wraz z wprowaddzeniem socjalizmu skłoniło mnie do dłuższej refleksji.
Od dłuższego już czasu interesuje mnie sytuacja kobiet w Afryce Subsaharyjskiej, ich literatura, ich doswiadczenia, historia i sposób, w jaki tę historię tworzą i opowiadają. Jednym z postulatów feminizmu afrykańskiego jest analizowanie sytuacji Afrykanek właśnie w historycznej perspektywie. Feminizm afrykański ma już zresztą pod tym względem długą tradycję i historię, sięgającą swymi korzeniami czasów jeszcze przedkolonialnych. Feministki z Afryki, aby zaakcentować swoją odmienność i uprawomocnić własną tradycję feminizmu, chętnie przywołują legendarne kobiety, które rządziły niegdyś afrykańskimi królestwami, wywierając wpływ na dzieje kontynentu: Kahinę, władczynię maghrebskich Berberów, Aminę z Nigerii, Nzingę z Angoli i Nehandę z Zimbabwe. Dzisiaj, kiedy w większości społeczeństw afrykańskich kobiety są poddane dominacji mężczyzn, mityczne postacie dawnych władczyń poruszają wyobraźnię walczących o równouprawnienie feministek. W bardzo różnych kulturowo krajach Afryki od dawna istnieją grupy kobiet aktywnie działających na rzecz poprawy własnej sytuacji. W różnych czasach i w zmiennych sytuacjach politycznych potrafiły one skutecznie walczyć o szeroko pojęte interesy kobiet (np. grupy mumikanda kobiet Kikuyu i grupy mwethya kobiet Kamba w Kenii oraz stowarzyszenia kobiet Ibo w Nigerii, jak np. ruch Nwabiola Dancing Women's Movement). Nie jest więc prawdziwa, jak zauważa nigeryjska socjolog Ifi Amadiume (1987), stawiana często przez feministki europejskie teza, że wszystkie Afrykanki były i są poddawane dyskryminacji. Amadiume zwraca uwagę, że istnieją w Afryce społeczeństwa matriarchalne, w których kobiety bardzo często mają kontrolę nad handlem i odgrywają ważną rolę w kultach religijnych. Niektóre kobiety nie tylko nie są ciemiężone, ale wręcz same są oprawczyniami. Zdarzały się na przykład Afrykanki ciągnące korzyści z kolonializmu i z handlu współbraćmi i współsiostrami. Sytuację kobiet w Afryce należy więc badać wieloaspektowo,i zawsze właśnie w perspektywie historycznej.
W czasach kolonialnych wiele grup i ruchów kobiecych kierowanych było przez misjonarzy i nowe władze administracyjne, które uważały, że należy je „ucywilizować” według norm europejskich. W ten sposób powstały liczne kluby kobiet w Ugandzie, Kenii, Zimbabwe i Nigerii, które z czasem stały się, wbrew założeniom Europejczyków, ośrodkami kiełkowania myśli nacjonalistycznych. Wiele przyszłych aktywistek narodowościowych, kobiet walczących o niepodległość swych krajów i feministek, działających wcześniej niż ich europejskie koleżanki z tzw. drugiej fali feminizmu, wywodzi się właśnie z tych kolonialnych klubów (Margaret Ekpo i Funmilayo Ransome-Kuti z Nigerii, Dove Mable-Danquah z Ghany, Gertrude Kabwasingo z Ugandy). W Egipcie, Nigerii, Ghanie, Kenii, Ugandzie, Algierii i Mozambiku kobiety aktywnie działały w narodowowyzwoleńczych ruchach politycznych. W Mozambiku (najlepiej mi znanym) najbardziej znanym przykładem jest bez wątpienia Josina Machel, żona pierwszego prezydenta niepodległego Mozambiku Samory Machela. Josina rodziła się w 1945 roku w prowincji Inhambane. Kiedy w wieku osiemnastu lat przebywała w Rodezji, została aresztowana przez salazarowską policję PIDE pod zarzutem prowadzenia działalności wywrotowej i sprowadzona do stolicy portugalskiej kolonii Lourenço Marques (dzisiaj Maputo). Rok potem wyjechała do Tanzanii. Kiedy w 1967 roku walcząca o niepodległość Mozambiku FRELIMO (do dziś rządząca Mozambikiem partia o założeniach marksistowsko-leninowskich) założyła Oddział Kobiecy, Josina postanowiła powrócić z zagranicznego stypendium i stanąć na jego czele. W tym samym roku została również osobą odpowiedzialną za sprawy kobiet we frelimowskim Departamencie Spraw Zagranicznych. Aktywna działaczka partii, szczerze wierzyła, że FRELIMO jest szansą dla mozambickich kobiet na poprawę ich społecznej sytuacji, że w partii kobiety będą miały prawo do wyrażania własnych opinii, przestaną być anonimowe, wywrą wpływ na polityczny bieg wydarzeń i będą mogły o nim decydować. Josina przez całe swoje krótkie życie (zmarła po ciężkiej chorobie w wieku dwudziestu sześciu lat) walczyła o równe prawa dla mężczyzn i kobiet. Dlatego jest uważana również za pionierkę emancypacji w Mozambiku (założyła pierwsze żłobki np.). Tak samo jak Josina, tak setki Mozambijek, zwłaszcza z ludu Makonde na północy kraju, zaangażowały się w działalność marksistowsko-leninowskiej partii, walczyły z kolonizalizmem, były partyzantkami, łączniczkami, pielęgniarkami w czaise wyjątkowo krwawych batalii i wierzeły, że lewicowe hasła rewolucji społecznej o równości i braterskiej solidarności staną się po wywalczeniu niepodległości (1975) równiez ich udziałem. Wierzyły, że niepodległość Mozambijczyków oznacza również wolność dla Mozambijek uciśnionych dotąd w patriarchalnych społecznościach. Mozambik miał stać się modelowym państwem leninowsko-marksistowskim opartym (wzbogaconym?) o rewolucyjne doświadczenia Chin i Wietnamu. Miał byc komunistycznym rajem na ziemi...Tak się oczywiście nie stało. mozambik jest dzisiaj piątym najuboższym krajem na swiecie. Sytuacja kobiet nie tylko zaś się nie poprawiła po uzyskaniu niepodłegłości, ale wręcz drastycznie się pogorszyła. Kobiety zdały sobie sprawę, że zostały wykorzystane do walki, że nikt nie zamierzał poprawić ich sytuacji, zaś dyskurs partii rządzącej zawsze był i do dzisiaj pozostaje dyskursem męskim. Na marksizmie przejachali się w Mozambiku zarówno mężczyżni, jak kobiety, ale one do dziś czują się podwójnie wykorzystane i oszukane.
Przepraszm Was za ten przydługi wpis, ale ten temat bardzo zaprząta moją uwagę ostatnio i jakoś tak się ożywiłam przy tym zdaniu u Scott...

2 komentarze: