wtorek, 2 listopada 2010

Swój post pragnę odnieść zarówno do przeczytanych tekstów, jak i do komentarzy.
Niektóre z Was zwróciły uwagę na tematy, które szczególnie mnie zainteresowały: kobiecość i język. Bodajże Asia, napisała o braku krytyki gender w tekście B. Chołuj, którego autorka postu dokonuje za Rosi Braidotti. Według tego poglądu, gender stawia pod znakiem zapytania kwestie kobiet. Jednak należy pamiętać, że zakładając, że podmiot jest zawsze "trouble", rozczłonkowany, migotliwy, wciąż stający się, trudno mówić o możliwości "twardego" podziału na jakiekolwiek grupy społeczne. To ciągłe występowanie różnic i zmienianie się, redukuje według mnie kwestię różnicy "płciowej", która byłaby znacząca i systematyzująca. Taki podmiot, podlegający procesowi kształtowania, przestaje być podmiotem "męskim" lub "żeńskim", zanika więc jednolita tożsamość, o której można mówić i za którą można się wypowiadać. Moment zaniknięcia różnicy "płciowej", zanegowania jej, a zarazem afirmacji, wydaje mi się być sytuacją, gdy podmiot staje się pewnym androgyne, "człowiekiem". Różnica różni, ale jednocześnie ujednolica. Takie postrzeganie podmiotowości jest jednak pewnym stanem idealnym. Wygenerowanym na drodze wielu przemian, m.in. mentalności. Jako pewna utopia każe mi postawić jedno z ważniejszych pytań: kto może mówić o kwestii kobiet i jak? Generujące się wzajemnie różnice podkreślają brak uniwersalnego podmiotu, jakim jest "kobieta" i uwrażliwiają na krzywdzący dla wielu feministek fakt, że zazwyczaj wypowiadają się one z pozycji uprzywilejowanej. Stąd m.in. może wynikać niechęć wielu kobiet do ruchu. Uniwersalna kobieta okazuje się zjadać tę rzeczywistą. W tej sytuacji łatwo zapomnieć, kto ma być również reprezentowany przez ruch, a wiele kwestii istotnych pominiętych. W tym stanie postrzegam zastanowienie się nad "gender" i kwestią "kobiecą" jako istotną, bo pozwalającą dostrzec obszary niebezpieczne i grząskie. Akademickość ujawnia również "lingwistyczny" problem kultury, który jest dla mnie podstawą do poczynienia rzetelnych i trwałych zmian. Ponieważ język tworzy świat i relacje w nim, należy go "oczyścić" bądź zneutralizować przez odkrycie jego uwikłania w "nas" (oczywiście nie postrzegam tych dróg jako całkowicie pewnych). A więc grać nim jak J. Butler. Na ile problematyczny (trouble) okazuje się język, mogłam doświadczyć pisząc ten post. Próbując się wyjęzyczyć, wikłałam się w hasła, które są opresyjne i nie oddają tego, co myślę, a Wasza interpretacja nada im z pewnością kolejne sensy. Pozostaje mi tylko napisać za Słowackim, że chciałabym, aby "język giętki powiedział wszystko, co pomyśli głowa". Tylko czy jest to możliwe i jak to uczynić, działając w świecie o samych nadbudowach.      

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz