środa, 3 listopada 2010

nieco off topic

A ja właśnie o języku miałam refleksję zmotywowaną koncepcjami z naszych tekstów. Renata wspomniała o psychologii ewolucyjnej i całkowitym jej braku w ramach tekstów. Tak się złożyło, że w ostatnim numerze „Przekroju” jest wywiad z prof. Tomaszem Szlendakiem, wspomnianym przez Renatę, o kryzysie tożsamości współczesnego mężczyzny. A ja czytając jego wypowiedzi nie mogłam powstrzymać rosnącej irytacji na stereotypowość przedstawianych tam spostrzeżeń. Bo czy naprawdę z mężczyzny „wyziera od czasu do czasu agresywny i skory do bitki, skonstruowany przez ewolucję samiec”; kobiety mają w głowie listę cech, które ma posiadać kandydat na partnera i „z powodów ewolucyjnie ukształtowanego umysłu nic tej damskiej listy i damskiego nastawienia nie zmieni”; „mężczyźni częściej od kobiet odczuwają tradycyjne czynności opiekuńcze jako upierdliwe”, a kobiety, które odczuwają podobnie wiedzą, „że można żyć z dala od pieluch i że to życie jest fajniejsze”, ale to „mężczyźni z powodów biologicznych  mają mniej cierpliwości do dzieci. To oni przymuszają się z większym bólem”; kobiety po wejściu na rynek pracy „czują się totalnie przemęczone. […] słabiej radzą sobie same ze sobą. Są przecież poddane presji, która jest obca ich sposobowi funkcjonowania w środowisku społecznym. W efekcie coraz więcej palą, piją i klną”. Nie znam się na psychologii ewolucyjnej, ale te wypowiedzi zabrzmiały w moich uszach jak najczystszy język władzy broniący patriarchalnego porządku, piętnujący zachowania kobiet, które działają wbrew swojej naturze i przypominający o ich podstawowej roli – twórczyń rodziny.

3 komentarze:

  1. Również czytałam ten wywiad. Zauważyłam, że profesor sam miesza się w swoich tezach i są one sprzeczne. To, co u kobiety odczytuje jako przejaw społeczno-kulturowego ukształtowania, u mężczyzny widzi jako naturę. Także praca okazuje się przynosić kobietom zgubne skutki, bo nie jest wynikiem natury. Ponadto według słów prof. władzę ma ta płeć, której strój jest naśladowany. Dostrzega on, że to mężczyźni podążają za modą damską, a nie jak dawniej kobiety za modą męską. Wydaje mi się, że wynika to nie tyle z kwestii dzierżenia władzy, co zauważenia opresyjności patriarchatu w modzie męskiej. Poluzowanie jej nie jest jednak aż tak widoczne. Zresztą niektóre zestawienia ubrań, wynikają ze zmian, jakim podległ świat - rozluźnienia go, zauważenia ich sztuczności. Ponadto owo "rozluźnienie" mody męskiej jest raczej dość iluzyjne. Wielu rzeczy mężczyźni nie mogą używać w swoim wizerunku, a to z czego korzystają naraża ich na zarzut "niemęskości".Nie wiem, jak profesor zapatruje się na kwestię, że wciąż w modzie damskiej wraca się do krojów męskich. Marynarki nigdy nie wychodzą z mody, a całkiem niedawno mieliśmy wielki powrót kamizelek i butów garniturowych iście męskich. Zatem mężczyźni dzierżą władzę? Ciekawą koncepcją jest pojawienie się mody unisex i takich też zapachów. Zastanawiam się czy można to odczytywać jako przykład pojawienia się "bezpodmiotu", struktury, której tożsamości nie da się określić, bo wciąż podlega zmianom. Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że dla profesora najlepszy byłby świat patriarchalny, który według niego już nie istnieje.
    E. Serafin

    OdpowiedzUsuń
  2. Wydaje się, że jednym ze stosunkowo niedawno wykształconych sposobów na sprawowanie kontroli w porządku patriarchalnym jest stworzenie i propagowanie iluzji, iż ten porządek nie istnieje, że jest przeżytkiem dawno odesłanym do lamusa.
    Psychologia ewolucyjna czy też socjobiologia jest paradygmatem stworzonym przez mężczyzn i, bądźmy szczere, dla mężczyzn. Kierunek ten uzasadnia i dopisuje utylitarny kontekst do zachowań społecznych opresyjnych wobec kobiet- od zdrady małżeńskiej począwszy na mordach "honorowych" skończywszy.

    Mam natomiast wrażenie, że wiele kobiet w pracy zawodowej stara się realizować wzorzec (hiper)męski- oparty na rywalizacji, agresji, pracy pod silną presją czasu i stresu. To bliskie temu, co pisze profesor Szlendak moje wnioski z tego wypływające są jednak zupełnie inne niż te, o których można poczytać w wywiadzie.
    Naśladownictwo jest nie tylko objawem podlegania władzy ale i władzy narzędziem.
    Anna

    OdpowiedzUsuń
  3. Mnie też zaintrygowała uwaga o tym, że dominację w społeczeństwie widac po tym kto kogo naśladuje strojem. Najpierw kobiety założyły marynarki i wyzwoliły się z gorsetów i krynolin, które nałożyła im wiktoriańska pruderia. Myślę, że oprócz mimikry władzy miała tu znaczenie wygoda, o czym przekonuje m.in film "Coco Chanel" Anne Fontaine. Zdaniem profesora na przełomie lat 80. i 90. zaczęły się pojawiac w modzie męskiej wzorce kobiece - kolorowe stroje, eksperymentalne kroje, krótkie spodnie. Czy aby na pewnosą to "kobiece" wzorce? Nie chcę cofac się w historii mody do czasów nowożytnych, wystarczy przypomniec czasy poprzedzające rewolucję francuską. Mężczyźni zanurzeniu w patriarchalnym porządku (czyli jak by to profesor chciał - uznający m.in. agresję wobec kobiet i dzieci) ubierali się z fantazją i smakiem. Przypomina mi się scena z "Vatela" Rolanda Joffego, gdzie trzech "zniewieściale" ubranych fircyków (jakby chciał profesor)sprawnie rozprawia się z "męskimi" łotrzykami w pojedynku na miecze. Wyszukany ubiór w żaden sposób nie desygnuje tam kompleksu męskiej tożsamości, jedyne co rozróżnia do pozycję społeczną i stopień wykształcenia.
    Ale o tym profesor nie wspomina, bo nie pasuje to do biologicznie uwarunkowanego wizerunku "prawdziwego" mężczyzny - kapiącego testosteronem brutala, który chodzi w przepoconym podkoszulku i pije tylko czystą. Tyle, że to po prostu konstrukcja kulturowa, wynikająca m.in. ze zmian jakie przyniosła ze sobą rewolucja francuska i przemysłowa. Do władzy doszły niższe warstwy społeczne i ich reguły gry. Najpierw epoka wiktoriańska szczelnie opakowała swoich obywateli, a następnie,na naszym gruncie, czasy komunizmu zrobiły swoje. I właśnie do ideału mężczyzny-proletariusza odwołuje się profesor jako do biologicznego archetypu zapominając, że przed czasami nowoczesnymi mężczyźni chętnie dbali o swoje ciało, stosowali różnorodne kremy i zabiegi pielęgnujące, co było częścią higieny osobistej. Z kąpielami różnie bywało, ale to już inna historia.

    OdpowiedzUsuń