poniedziałek, 14 lutego 2011

Colette

Nie lubię książki „Czyste, nieczyste”. Nie lubię jej pretensjonalności, patosu, sentymentalizmu, naiwnych generalizujących frazesów, którymi jest przepełniona.
Abstrahując od mojego „nielubienia” - egzaltacja i pretensjonalność Colette-narratorki dopełniają jej obraz jako wzorcowej dandyski. Tworzy ona ze swojego życia dzieło sztuki. Obserwuje i opowiada o innych dziełach, czyli o doświadczeniach bohaterek i bohaterów. Dużą wagę przykłada do opisu strojów, spojrzeń, wnętrz, barw głosu, nastrojów; dużą wagę przykłada do dźwięku słów (np. le pur et l’impur - ze wstępu wynika, że jej „głębokie umiłowanie krystalicznych dźwięków” było jedynym kryterium decydującym o zmianie tytułu książki). Prymat „estetyczności” kształtuje również doświadczenia postaci zaludniających przedstawiany przez nią świat, np. to, co estetyczne zdaje się być głównym kryterium wykluczającym z ekskluzywnej homospołeczności "murzynów". To właśnie napięcie estetyczne jest w narracji Colette dominujące, seksualność jest przez nie przefiltrowana. "Rozkosze", o których słucha i o których pisze narratorka, chcą być przez nią widziane jako odpolitycznione, „czyste”, czyli czysto estetyczne. Być może do tak pojętej czystości dąży Colette? Co ciekawe, polityczne napięcie, (asymetryczne) relacje władzy narratorka dostrzega tylko w związkach opartych na „trójkątach” (np. jej zgoda na „uszlachetnienie” kobiety przez „przyjaciółkę”, ale sprzeciw wobec „zwrotu” kochanki mężczyźnie; bezskuteczna „walka” May o jej pożądającego mężczyzn kochanka; samowystarczalne kochanki odrzucające pożądającego mężczyznę, tracącego nad nimi kontrolę). Być może warto przeanalizować te obserwacje Colette za pomocą przedstawionej przez Sedgwick kategorii erotycznych trójkatów?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz