wtorek, 15 lutego 2011

na marginesie Mizielińskiej

Wiele już notek powstało o Colette, więc postanowiłam dla odmiany wycisnąć cos z Mizielińskiej, a dokładnie dorzucić swoje trzy grosze do refleksji na temat polityki tożsamościowej.
W rozdziale „Poza kategoriami” Mizielińska pisze o tym, jak aktywizm queer zakwestionował politykę opartą na spójnej tożsamości gejów czy lesbijek. Przywołując ustalenia różnych badaczy (m.in. Foucaulta i Butler), pokazuje te tożsamości jako konstruowane w aktach performatywnych, historyczne i będące produktem władzy. Polityka queer zrywa z dotychczasową polityką, polegającą na upominaniu się o prawa w ramach obowiązującego porządku społecznego. W zamian kontestuje sam ten porządek, ukazując go jako iluzoryczny, oparty na serii wykluczeni.
Trudno oprzeć się wrażeniu, że w Polsce dekonstrukcją stabilnych tożsamości parają się nie tyle aktywiści queer , ile raczej osoby niezwiązane z ruchem albo wręcz mu przeciwne. Ulubiony przez Jana Pospieszalskiego „głos polskich kobiet”- Barbara Fedyszak-Radziejowska – wypowiada się przeciw parytetom z pozycji nie kogo innego, jak przedstawicielki kobiet polskich. Jeden z bardziej znanych homoseksualistów RP - Jacek Poniedziałek – jako gej właśnie krytykuje małżeństwa jednopłciowe jako szkodliwe dla dzieci. Podobną sytuację na gruncie amerykańskim sportretował Kirby Dick w swoim dokumencie „Outrage” (bardzo polecam!) – pokazuje on homoseksualnych kongresmenów (głównie republikańskich), ukrywających swoją orientację i uporczywie głosujących przeciw prawom gejów.
Marksowska konstatacja, że powyższe osoby mają „fałszywą świadomość”, nie trafia już w sedno problemu. Bardziej właściwe wydaje się stwierdzenie, że lojalność polityczna wygrywa u nich z lojalnością wobec płci/seksualności. Albo że lojalność wobec hegemonicznych norm po prostu się im opłaca, bo dzięki niej mogą ugrać coś dla siebie (akceptację, karierę, pozycję społeczną). Pozostaje fundamentalne pytanie, jak wobec tego uprawiać politykę w świecie bez stabilnych tożsamości. Obecnie najbardziej właściwa wydaje się propozycja Laclau i Mouffe, mówiąca o zawieraniu przygodnych sojuszy wokół czasowo konstruowanych tożsamości. Być może rzeczywiście nie da się dziś doprowadzić do zmiany społecznej inaczej niż poprzez organizowanie różnych środowisk wokół „pustego znaczącego” – znaczącego bez znaczonego, a więc postulatu, w którym każda grupa może dostrzec swoje cele.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz