wtorek, 8 lutego 2011

Tekst Sedgewick zestawiłam sobie z Adrienne Rich "Zrodzone z kobiety" i z artykułem Kingu Dunin z Wysokich Obcasów, w którym powtarza ona nieco prowokacyjnie za Rich, że wszystkie jesteśmy lesbijkami. Rozumiem, że Sedgewick stara się rozgraniczyć pojecie homospoleczności od homoseksualizmu albo przynajmniej pokazać, ze nie muszą iść one w parze, a nawet mogą sie wzajemnie wykluczać.

Rozumimem też, że tak Rich, jak Dunin mówią o kontinuum lesbijskim jako o wspólnocie kobiet, a nie jako o lesbianizmie w znaczeniu seksualnym. Chociaż Dunin pisze: "często poszukiwanie bliskości, czułości, oparcia kończy się w łóżku, a więc w sytuacji, wydawałoby się, już jednoznacznej. A może nie, może po prostu wszystkie jesteśmy lesbijkami? W tym sensie, że jesteśmy zdolne do głębokich emocjonalnych relacji z innymi kobietami, a związek taki może wyrażać się także w bliskości fizycznej. Czasem bardzo bliskiej bliskości". A więc jednak relacja seksualna i wcale nie oczywista dla wszystkich kobiet, bo wcale nie wszytkie szukając bliskosci, zrozumienia i wsparacia u innej kobiety, skończymy z nią w łóżku.

Rozumiem i dociera do mnie treść wszystkich wymienionych tekstów i przy drobnej gimnastyce intelektualnej jestem w stanie pojąć tok myślowy ich autorek. Nie mogę tylko oprzec się wrażeniu, że jednak, jednak mamy w kazdtym z nich doczynienia z lekkimi manipulacjami (może to niedobre słowo? z nadużyciami?) słów. A może jest to problem czysto językowy i po prostu słowa wydaja mi się nieadekwatne? Ale słowa tworzą jednak rzeczywistość...Bo cały czas nie rozumiem dlaczego używa sie jedank terminu kontinuum lesbiańkiego, zamiast np. wspólnotowości kobiet, idei siostrzeństwa? Dlaczego mówi się o homospołeczności na takiej samej zasadzie, a nie np. o idei braterstwa, męskiej wspólnotowości? Dlaczego sugeruje się używanymi terminami, wbrew nawet używanym argumentom, istnienie podtekstu seksualnego, a w końcu przekonuje się jednak, że nawet jesli "kończy się w łóżku" to nie musi to być czysto "seksualne"? Trochę to, trzeba przyznać zagmatwane. I chcociaż rozumiem tok myślenia i prowokacyjnośc wszystkich trzech tektów, to nie do końca rozumiem, dlaczego zostały własciwie napisane i do czego mają nas tak naprawdę przekonać? Że wszystkie jesteśmy lesbijkami? nie, nie wszystkie. Że homospołeczność to nie homoseksualność? Ok, chociaż zapytani przeze mnie męczyżni o rozumienie tych słów, utożsamiali je ze sobą. Mój mąz idąc na piwo ze znajomymi, mówi "idę na piwo z kumplami", idąc obejrzeć z nimi mecz, mówi "idę zobaczyc mecz z kumplami", a nie "idę na piwo z moją homospołecznością" ani nie "idę na mecz z moimi homospołecznikami". I wiem, ze mają w grupie jednego geja, bardzo fajnego człowieka, przyjazniącego się z nimi od dawna i wcale ta ich "homospoczność" go nie wyklucza i nie napiętnuje za homoseksualizm i nie postrzegaja jako zagrożenia dla własnego wyobrażenia męskości.

Przepraszam za moją lekką nutkę ironii w całym poście, nie chce nikogo drażnić, ale jakoś tak cały ten dyskurs wydaje mi sie mocno przeinteletualizowany i niekoniecznie przystajacy do rzeczywistości, raczej tworzący jakąś rzeczywistość wyimaginowaną...przynajmniej z mojej perspektywy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz