niedziela, 20 lutego 2011
Niestety, nie działa...
Bardzo żałuję, że nie wystarczyło czasu, by omówić na zajęciach powieść Gruszeckiej, polskiej V. Woolf ;-) . Zamiast niej - Colette, ze swoją galerią postaci, wśród których najbardziej irytującą jest ona sama. Autorka-narratorka nawet przez chwilę nie schodzi z pierwszego planu, zazdrośnie wpycha się nam przed oczy ze swoimi sądami i banalnymi uwagami, przesłaniając czasami prezentowaną postać. Wszystko to w oparach opium i nadmiarze pudru. Jedyną ciekawa rzeczą (poza wstępem)są jej reakcje i opinie o wysłuchiwanych historiach, które faktycznie odwracają uwagę od innych bohaterów, ale za to mówią sporo o samej Colette i jej własnych upodobaniach erotyczno-zmysłowych. Myślę, że poza Gruszecką ciekawsza byłaby Rachilde.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz