wtorek, 1 lutego 2011

Polonia obskura.

Ależ ta Polska obskurancka! To pierwszy wykrzyknik, jaki prowokuje lektura Mizielińskiej. Co prawda wszystko, o czym pisała, nowością nie jest, ale skomasowanie tej niesprawiedliwości, nieoświeconych sądów i nierównych zasad, zawsze poraża. Spychanie na margines "nienaturalnej" seksualności, związek inny niż praworządne małżeństwo i model życia różny od uświęconej rodziny, nadal w początku XXI wieku sankcjonowane jest najwyższymi państwowymi prawnymi (nomen omen) aktami.

A jak to się ma do Colette? Ano, głównie tak, że niewiele się od jej czasów z polskiej perspektywy zmieniło. Pisarka portretuje postacie z przełomu wieków, pogodzone ze swoją nienormatywną seksualnością i prezentuje ich postawy wobec świata, od ostentacji w obnoszeniu jej, po po lękliwość i życie w ukryciu. Mizielińska pokazuje jak sytuacja wygląda w Polsce teraz. I mimo ośmiu dekad różnicy, jest to podobny obraz. Jedynym postępem jest "formalne" zagwarantowanie jednostkom wolności i etceter. W praktyce jednak ich dyskryminacji nie ma końca, a te z nich, które decydują się na "ujawnienie" narażone są na napaści, lżenie i gorsze traktowanie przez instytucje. Czysta rozpacz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz